Długo nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak dysfunkcja zniekształciła mi odbiór rzeczywistości. A właściwie, jak ja jej na to pozwoliłam.
Byron Katie, autorka metody zwanej „Pracą”, proponuje rozpoznawanie i kwestionowanie ograniczających przekonań za pomocą specjalnego kwestionariusza. Przekonania te może generować wiele czynników. U mnie niewątpliwie czynnikiem generującym była dysfunkcja.
Kwestionariusz zawiera cztery podstawowe pytania:
- Czy to jest prawda?
- Czy możesz mieć absolutną pewność, że to prawda?
- Co się dzieje, jeśli wierzysz w prawdziwość danej myśli?
- Kim byłbyś bez niej?
Następnie odwraca się myśl poddawaną w wątpliwość. Ostatnim etapem jest podanie przykładów odwrócenia. „Praca” polega na wsłuchaniu się w swoje wnętrze i poszukaniu odpowiedzi.
Żeby ta metoda była skuteczna, należy przede wszystkim uświadomić sobie, że dana myśl nas ogranicza.
Decyzję o studiowaniu lingwistyki podjęłam nie tylko z racji lekkości przyswajania języków czy zamiłowania do nich. Tak naprawdę chodziło najbardziej o to, że zajmując się tłumaczeniami można pracować z domu. A nie mając balkonika (patrz POPRZEDNI WPIS) musiałam zakładać ewentualność pracy zdalnej, która wtedy kojarzyła mi się z uzależnieniem od innych i zamknięciem w czterech ścianach. Tak na marginesie, doktorat rozpoczęłam z podobnych pobudek – nie chciałam zostać w domu. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że to jest moja droga.
Po studiach zaczęłam rozpaczliwie szukać pracy na etat. Oczywiście z marnym skutkiem. Siłą rzeczy winiłam za to mój zespół móżdżkowy. Większość rozmów kwalifikacyjnych kończyła się fiaskiem. Co prawda kilka razy udało mi się dostać jakąś propozycję, ale ciągle było coś nie tak.
Mimo że miałam już balkonik, to nadal szukałam etatu. Bo przecież tylko ten miał mi zagwarantować wyjście z domu. Nie chciałam słuchać nawet specjalistki od HR.
Do czasu. Pewnego dnia poczułam się oblana kubłem zimnej wody. Na tyle zimnym, że zamroził moje działania na dłuższy czas. Aż w końcu do mnie dotarło między innymi to, że nie tylko etat gwarantuje wyjście z domu, a praca zdalna oznaczać może równie dobrze pracę z ludźmi. Wtedy wszystko się odblokowało, w związku z czym doba wydaje się za krótka. A ja w końcu czuję, że jestem na właściwym miejcu. W dodatku znajduję czas na codzienną Mszę, trening (ostatnio nawet dwa razy w tygodniu ;) ), logopedę etc.
I mam wrażenie, że inny charakter pracy by mi to uniemożliwił. Szczęśliwie Ktoś jednak pomógł mi wykonać „pracę” pozwalając, aby zimna woda z kubła stała się rzeką marzeń.