Nie wkręcaj! Czyli o wpadkach w komunikacji interpersonalnej

Wszyscy posługujemy się tym samym językiem. Wydawać by się mogło, że porozumiemy się bez problemu. Jednak bariery komunikacyjne są bardzo powszechne. Jednym z powodów ich występowania jest złe odczytanie intencji. W efekcie komunikaty są źle interpretowane, a rozmówcy są przekonani o istnieniu pewnych faktów, które tak naprawdę nie zostały przez nikogo odnotowane.

 c

U ich podłoża leżą tzw. bariery komunikacyjne. Dzielimy je na zewnętrzne i wewnętrzne. Te pierwsze powstają w najbliższym otoczeniu. Zalicza się do nich hałas czy głośna muzyka. Mimo że nie zależą one od nas, łatwo sobie z nimi poradzić – zmienić miejsce rozmowy, ściszyć muzykę itp. Z barierami wewnętrznymi nie jest już tak łatwo. Zalicza się do nich osądzanie, decydowanie za innych, przejawy uciekania oraz bariery językowe. A co ze zjawiskiem opisanym we wstępie? Chyba zaliczyłabym je do osądzania. Ale co przez nie właściwie rozumiem?

c

Czasownik „wkręcać” w Słowniku Języka Polskiego ma cztery znaczenia: 

c

1. «kręcąc czymś, umieścić to w czymś innym»

2. «wsunąć coś pomiędzy obracające się części jakiegoś mechanizmu»

3. pot. «umieścić kogoś na jakimś stanowisku, zabiegając o to u kogoś»

4. pot. «spowodować, że ktoś znalazł się w kłopotliwej sytuacji»

 c
Brakuje mi tutaj jednego znaczenia: wmawiać, zakładać coś góry. Oczywiście odnosi się to do własnej osoby.
 c
Klient napisał mi maila z prośbą o telefon. Jako, że każdą decyzję konsultowałam, tym razem też spytałam, czy mogę zadzwonić. Usłyszałam: „nie, lepiej nie dzwoń”. Moja pierwsza myśl: „no tak, na pewno nie chce, żebym dzwoniła, bo niewyraźnie mówię (jedną z konsekwencji zespołu móźdźkowego jest mowa skandowana) i odstraszyła im klienta”. Po chwili drugi szef mówi: „niech dzwoni”. Zwątpiłam i doszłam do wniosku, że widocznie temu drugiemu mniej przeszkadza ta moja wada wymowy. Ostatecznie nie zadzwoniłam, bo zwątpiłam. Temu pierwszemu powiedziałam, że zadzwonię jutro, bo telefon się ładuje, a ładowarka jest na tyle krótka, że musiałabym wejść prawie pod stół (co akurat było prawdą). Zdziwiłam się jeszcze bardziej widząc na twarzy komunikat w stylu: „przecież miałaś zadzwonić dzisiaj”.
Na następny dzień, po niezliczonych analizach sytuacji, postanowiłam to wyjaśnić. I co usłyszałam? Że początkowe „nie” było spowodowane zupełnie czymś innym, a ja mogę dzwonić do klienta ile chcę, a jak klient nie zrozumie, to dopyta. Brawo Ty, pomyślałam. Jestem ciekawa, ile razy w moim życiu dorabiałam takie ideologie. Myślę, że baardzo dużo. Przy okazji utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że kobiety lubią doszukiwać się podtekstów. Chyba że tylko ja lubię?
Close Menu