Znak obecności w świecie, czyli dlaczego ciało ma znaczenie

W konfrotacji „ciało – wnętrze człowieka” zdecydowaną przewagę ma to drugie, ale…

Często kobiety szukają potwierdzenia swojej kobiecości właśnie w ciele. Wszak to one mają wyglądać i przyciągać wzrok innych.

Już sam czasownik „podobać się” odsyła raczej do sfery wizualnej. Widać to zwłaszcza przy incydentalnym kontakcie z drugą osobą. Decyzja, czy mi się podoba dana osoba, zapada na podstawie zewnętrznych cech wyglądu. Mechanizm ten jest bardzo widoczny we wszelkiego typu portalach radkowych. Nie twierdzę, że dla wszystkich, ale dla sporej części to właśnie wygląd stanowi kryterium decyzji o napisaniu wiadomości.

A co w sytuacji, kiedy ciało „nie wygląda”?

Pytanie, z którym sama borykam się od dłuższego czasu. Powiedzenie sobie, że wygląd nie jest najważniejszy, nie zawsze działa, jeśli trzeba się zmierzyć z obrazem własnego ciała ulegającemu wpływowi dysfunkcji. Takiego wpływu nie zakryje też żaden fluid ani manicure hybrydowy (choć oczywiście poprawią humor ;)

W pewnym momencie zauważyłam jednak, że to ja założyłam, jakoby inni dostrzegali moje „braki”. Tymczasem wcale tak nie było. Przynajmniej nie we wszystkich przypadkach.

Ale jest jeszcze coś…

Ciało – świątynia Ducha

Święty Paweł w Liście do Koryntian pisze: „ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6, 19-20).

No dobrze, tylko że w przypadku niepełnosprawności fakt ten zasłaniany jest często retoryką krzyża. Nie chcę w żaden sposób umniejszyć jego znaczeniu, ale po pierwsze krzyż obecny i konieczny w życiu każdego człowieka nie musi wynikać z niepełnosprawności (odsyłam do pojęcia paradoksu niepełnosprawności. Wątek ten rozwijam w moich warsztatach, o których więcej informacji już wkrótce), a po drugie dla mnie osobiście świadomość bycia świątynią Ducha Świętego znacznie ułatwia przyjęcie faktu domniemanego krzyża własnej cielesności.

I ostatnia rzecz…

Edyta Stein stwierdza: „Człowiek, któremu powierzone zostało jego ciało, ponosi za nie odpowiedzialność”. Ta odpowiedzialność przekłada się na jakość życia codziennego. To przecież ciało umożliwia funkcjonowanie w świecie, bez niego by nas po prostu… nie było. Owszem, czasem dochodzi do sytuacji, w których dysfunkcja tak mocno wpłynie na funkcjonowanie ciała, że odpowiedzialność wydaje się równa zeru. Tymczasem ona jest, tylko niekiedy trzeba ją odkryć albo pomóc ją dostrzec osobie, która sama nie potrafi.

Zadbajmy więc o nasze ciało, żeby Duch Święty miał gdzie mieszkać ;)

 

Close Menu