„Piętno” jest pojęciem, które Erving Goffman stworzył w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Jego zainteresowanie tą tematyką wynika po części z osobistych doświadczeń – choroba psychiczna jego żony doprowadziła ją do samobójstwa. Zagadnieniu piętna Goffman poświęcił swoją książkę „Piętno. Rozważania o zranionej tożsamości”, w której opisuje zarówno samo zjawisko, jak i strategie radzenia sobie z piętnem.
Goffman definiuje „piętno” jako „atrybut dotkliwie dyskredytujący”. Teoria piętna wykorzystywana jest także w analizach niepełnosprawności. Jednak tutaj zastanawiają mnie dwie sprawy. Po pierwsze, czy niepełnosprawność można zakwalifikować jako atrybut. Owszem, tak jak już kiedyś pisałam, jest ona częścią mnie i w dużym stopniu wpłynęła na moje życie. Ale raczej nie nazwałabym jej atrybutem. Poza tym, czy to właśnie ona jest dotkliwie dyskredytująca? Czy to nie jest tak, że postawy wobec niej dyskredytują? Co prawda w dalszej części czytamy, że chodzi raczej o relację pomiędzy atrybutem a stereotypem, ale jak dla mnie definicję podaną na pierwszych stronach należałoby uściślić.
Piętno wywołuje różne reakcje, zarówno u osób je noszących, jak i go pozbawionych. Według Goffmana ta druga grupa nie wierzy, że osoba z piętnem jest w pełni człowiekiem. Dlatego konstruuje własną teorię piętna tłumaczącą tą hipotezę. Posługuje się przy tym specyficznym językiem i przypisuje osobom z piętnem określone cechy. Z kolei osoby z piętnem stosują cztery strategie: korektę bezpośrednią (uważają, że należy im się szacunek), korektę pośrednią (walkę w celu opanowania dziedzin, które uchodzą za niedostępne), traktowanie piętna jako wymówki (chroniącej przed odpowiedzialnością społeczną) oraz jako zamaskowane błogosławieństwo.
Analizując swoje doświadczenia stwierdzam, że przeszłam (i przechodzę) przez wszystkie etapy. Czy któryś jest bardziej właściwy? Nie wiem. Myślę, że każdy w pewnym momencie spróbował wszystkich strategii. Najbardziej idealną sytuacją byłoby nie musieć ich stosować. Tylko czy to w ogóle jest możliwe?